Za każdym razem obiecuję sobie, że się przyłożę.
Że zgłębię tajniki blogowej technologii.
Oswoję ją. Okiełznam.
Odbiorę atrybuty.
Chyba jednak się starzeję..
Szczęśliwie jest Alutka!
I niniejszym jej dziekuję.
W ostatnich tygodniach, kilkakrotnie nachodziły mnie myśli wielkie. Takie na skalę: "muszę o tym napisać!". Uchwycić. Niestety Internet Explorer nie podzielał mojego entuzjazmu. Nie ma jednak tego złego. Czas weryfikuje ważkość idei. Dzięki temu, nie napisałam o wielu zapewne przyziemnych, rodzinnych konfliktach, o chwilach zwątpienia i powtarzanych lekcjach, które mogłyby zepsuć cudownie ciepłe, piaskowe tło tego miejsca...
Napiszę więc o rzeczach przyjemniejszych.
Trenuję. Nadal. Samą mnie to zadziwia :)
Z drżeniem serca wyczekuję końca wakacji i serii biegów, w których zamierzam uczestniczyć.
Na razie, wyzwaniem jest dla mnie dystans półmaratonu.
A to już za dwa tygodnie...
Za dwa dni z kolei - zaczynam urlop. Może nie taki, jaki sobie planowaliśmy (Chorwacja, słońce, wino i owoce morza...), ale równie potrzebny. Będę mogła na spokojnie przygotować się na Nowe; na 3 klasę Hani, na pierwsze przedszkolne dni Krzysia, na życie w nowym geograficznym układzie.
Oby tylko wrzesień był słoneczny.
I bez Alutki byś dała radę ;)), ale swoją drogą, chyba fajna ta Alutka :P
OdpowiedzUsuńWrzesień musi być słoneczny! I październik. Moje ulubione miesiące :)
Fajna. Choć w pewnych dziedzinach jest "zacofana" na równi ze mną, ale (jak już wspólnie stwierdziłyśmy) - to nasz zdecydowany atut!
OdpowiedzUsuńA wrzesień też lubuję :)
To zdecydowanie atut! Zacofanym być to nie znaczy nie radzić sobie dobrze ;)))
Usuń