poniedziałek, 28 października 2013

Kraków

Wyjazd, którym emocjonowałam się w ostatnich dniach, a który z racji Krzysiowej choroby został przeze mnie (z premedytacją) uczuciowo uśmiercony - dokonał się!
To były niezwykłe 4 dni spędzone w centrum wszechświata (chwilowo przeniesionym z ukochanej Radomii). Ponieważ wygrane przeze mnie warsztaty (konsekwentnie tytułowane przez MK "konwersatoriami"), stanowiły dla mnie nie lada niespodziankę, jechałam tam bez specjalnych oczekiwań, ale i bez strachu. Mknąc naszym starym, a moim nowym Miśkiem (ot takie kuriozum!), katowałam wokalnie Heya, kreując samozwańczo dość ekscentryczny duet z Nosowską. Mnie przypadł do gustu, wiec są duże szanse, że i Nosowskiej ;) Zresztą na podkładzie z uroczego wieczoru spędzonego z Jackiem w Oławie, mój wokal brzmiał naprawdę dobrze. A jeśli były jakieś nieczystości, łagodził je rzęsisty deszcz obmywający korpus auta. Fajna to była podróż! Tyle czasu spędzonego z samą sobą. Cieszyłam się niczym dziecko.

środa, 23 października 2013

październikowe bogactwo

Październik pieści nas słońcem i kolorowymi liśćmi. Część z nich wiruje właśnie z kotami (!) na tarasie (o dwóch sierściastych rozrabiakach opowiem nieco później). Obok, na rozstawionych krzesłach suszy się prześcieradło połykając co większe podmuchy wiatru. Cudownie! Sielankę zaburza jedynie rzężący kaszel Krzysia lub mój zniecierpliwiony okrzyk: "wyciągaj palucha z nosa synu!". Podsumowując, "delektujemy" się z młodym w domowych pileszch jego zapaleniem gardła. On, z racji choroby, ma wolną rękę w doborze (tak ilościowym, jak i rodzajowym) zabawek, jakie do salonu ściągnąć może, ja - kilka wolnych chwil na czytanie, czy .. blogowe zaległości :)
- dziękuję M.M. za upomnienie!