wtorek, 5 listopada 2013

Wyższy poziom wtajemniczenia, czyli bieganie w deszczu

Pod bramę stadionu podjechałam o 17:30. Wyłączyłam silnik i zanim wykonałam telefon do Jacka, jeszcze chwilę wsłuchiwałam się deszcz bębniący o szyby.
- No jestem- zakomunikowałam krótko - Pada. Nie że siąpi, nie że dżdży, nawet nie że kropi. Po prostu, legalnie pada. I co ja mam teraz zrobić? - zawiesiłam pytanie nie bardzo wiedząc, czy kieruję je do siebie, czy może jednak do mojego ślubnego.


- A widzisz żeby ktoś biegał - rzeczowo podpytał Jacek.
- Nie widzę. Stadion skryty za murem...
W drodze na stadion oczywiście dostrzegłam pojedyncze egzemplarze sunące wzdłuż obwodnicy, ale przecież "mogli wybiec, gdy jeszcze nie padało"! Siedziałam w samochodzie jeszcze przez chwilę zastanawiając się, czy naprawdę doszłam już do tego etapu, że gotowa jestem wyjść na trening w listopadową zawieruchę...
Jacek co prawda zaproponował mi innego typy relaks:
- Słonko, rozłóż sobie fotel, włącz muzykę i po prostu zrelaksuj się.. Odpocznij od dzieci...Zamknij się tylko od środka! (Kochany On!)
A jednak - wyszłam! Naciągając kurtkę na podkoszulek, a kaptur na Krzysiową czapkę z daszkiem. Jak się okazało, na stadionie było jeszcze 4. podobnych mi zapaleńców :)
Boże, nie poznaję siebie! Pomimo mokrych skarpet w butach i klejących się do twarzy kosmyków włosów - było cudownie! Skutecznie wymazałam z pamięci popołudniowe nerwy, kiedy to na wejściu do przedszkolnej sali zastałam Hanię szarpiącą się z Krzysiem. Wyjątkowo, to Krzyś okazał się być tym "złym". Gdy już wyciągnęłam brygadę z sali, z okolic prawego łokcia dobiegło mnie teatralne łkanie mojej 8-letniej (!) latorośli. 
- Mamo, tylko się nie gniewaj.. stało się coś strasznego!- pociągnęła nosem.
- Jeśli masz na myśli jedynkę za brak zeszytu - to już zdążyłam zauważyć na Librusie...- odpowiedziałam z lekka złośliwie.
- Nie, zgubiłam telefon! Buuuuuuuuuu.....
Załamałam się! Nie że to już "achnasty" raz, gdy Hania gubi swój telefon... Nie. Ona zapomina o wszystkim. Zamiennie. Jeśli szczęśliwie powróci z aparatem do domu, z pewnością okaże się, że w szkole zostawiła bluzę. Jeśli i bluza poróci, na pewno usłyszę, że zgubiła nożyczki i ktoś jej zabrał (na pewno na świetlicy!) nowy zmazywalny długopis.. Jak długopis się ostanie, to okaże się, że w zeszycie kontaktowym czeka na mnie uwaga za gadulstwo na lekcji... i tak w kółko!
Myślę, że kariera maratońska jest w zasięgu mojej ręki ;)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz