wtorek, 26 lutego 2013

Witaj skarbie!


Zbliżała się 10:00, gdy po raz drugi otworzyła drzwi mieszkania. Tym razem, była przygotowana. Przekroczywszy próg, odstawiła na podłogę płócienną torbę. Miękki materiał opadł bezwładnie, tak jakby dotyk laminatu paneli sparaliżował wszystkie jego mięśnie. Wiedziała, że to jest jej ostatnia szansa i że jeśli chce cokolwiek zmienić, musi to zrobić teraz. Zbyt wiele razy szła w życiu na ustępstwa. Zbyt często przystawała na niesatysfakcjonujące ją kompromisy.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Ciężki żywot urzędnika

Część 3. O pracowym jadle
Całe przedpołudnie szukała właściwych słów w głowie. Wiedziała, że gdzieś je schowała, odłożyła na inną okazję. A chwila właściwa nadeszła szybciej, niż się tego spodziewała.
- Mam! – krzyknęła uderzając dłonią o leżący przed nią segregator - Nie samym chlebem człowiek żyje!
Zaraz po tym, jak uspokoiła rozedrgane pieczątki, oddzwoniła do Mariusza:
- To ja też piszę się na tego kebaba…

piątek, 22 lutego 2013

Zadanie domowe 2 - zmysły

Zabierałam się do tego ćwiczenia jak pies do jeża. Móżdżyłam, lawirowałam, odkładałam, zmieniałam koncepcję... W końcu, przyparta do muru kończącego się tygodnia -  postawiłam ostatnią kropkę. I Enter!

czwartek, 21 lutego 2013

Zadania domowe

Jestem w panice.
Wsiąkłam w kurs. W najbliższych dniach powinnam oddać dwa teksty, przy czym jeden o ściśle określonych wymaganiach. Ponieważ fragment, który wczoraj wymóżdżyłam, niestety ich nie spełnia - publikuję tutaj :)

wtorek, 19 lutego 2013

Ciężki żywot urzędnika

Część 2. O hodowli roślin doniczkowych

Około południa zauważyła stojący na biurku skrzydłokwiat. Trudno zresztą byłoby go nie zauważyć, gdyż opadł całym swoim listestwem na jej monitor.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Ciężki żywot urzędnika (w częściach serwowany)

Tak mnie dzisiaj wzięło. Wszytko przez Alutkę Nieładową, która z wielkim smakiem zainaugurowała dzisiaj na swoim blogu rzecz zacną, a mianowicie serię śniadaniowych inspiracji. Nabrałam więc ochoty na jakąś inaugurację własną. Niniejszym więc to czynię:

czwartek, 14 lutego 2013

Grypa i jej twórcze powikłania

Już dawno, tak twórczo nie nudziłam się w domu.
Chorujemy sobie z Krzysiem. Właściwie on choruje legalnie, a mnie... wygodnie jest nie zdrowieć.
Może to i przykre spostrzeżenie, ale... cóż zrobić!

wtorek, 12 lutego 2013

Czas nas uczy pogody

Zawisłam dziś rano na drzwiach lodówki. Na dobrych 5 minut, bo po takim czasie, zdaje się, włącza nam się ostrzegawczy sygnał dźwiękowy. Przeleciałam wzrokiem zawartość ze trzy razy i nic. Zero pomysłu! Najmniejszego natchnienia.
- No coś przecież musisz zjeść - starałam się jakoś się zmotywować.
Jednak metaliczny posmak w ustach niweczył wszelkie koncepcje.

środa, 6 lutego 2013

Odpowiadając zielonym-butom :)

Miewałam różne okresy. Zrywów i upadków.
Inspirowana lub (częściej) popychana przez znajomych, realizujących hasło "czas o siebie zadbać", zapisywałam się na kolejne aerobiki (zwykle wytrzymywałam miesiąc, w porywach do dwóch), wykupowałam karnety na basen (tu już było nieco lepiej, co pewnie wynikało z ich długiego terminu "przydatności do spożycia"), chadzałam na kijki, raz nawet próbowałam biegać (nabawiłam się wtedy cholernego zapalenia oskrzeli!) O wieczornych brzuszkach już nawet nie piszę... Do tego powracajace raz po raz postanowienie, że zrzucę kilka kilogramów. Że zacznę jadać zdrowiej, że wprowadzę do jadłospisu więcej ryb, kasz, gotowanych warzyw, że odstawię słodycze, że po 18:00 do pyska to już nic nie włożę, że na czczo wypijać będę odstałą wodę z imbirem, cytryną i miodem... że... że...
Jezu! Tyle tego?

wtorek, 5 lutego 2013

Rozstania i powroty

I tak się tylko głośno zastanawiam, czy fakt, że do pisania wracam już po raz trzeci, świadczy o moim głębokim upodobaniu tej materii, czy też odwrotnie - wskazuje, iż "nie tędy droga Izabelo"...
Mam jednak nadzieję, iż realizuję wariant pierwszy. I że za kilka lat, łatwiej będzie mi znaleźć czas na swoje małe przyjemności...
Tymczasem zapisałam się na kurs.
Ciekawość we mnie wielka.

piątek, 1 lutego 2013

Nie poleci orzeł w gówno

Miałam dopisać jeszcze jeden akapit do poprzedniej notki, ale temat jest na tyle ważki, że potraktuję go osobną.

Brand new ME ;)

Nic na to nie poradzę, że w taki dzień jak dziś - wszystko zdaje się być "na miejscu". Też tak macie? Za oknem gołe trawniki zmaltretowane zimą i okoliczną zwierzyną typu "pupil", a we mne - przekonanie, że nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z euforycznego nastroju.