czwartek, 21 lutego 2013

Zadania domowe

Jestem w panice.
Wsiąkłam w kurs. W najbliższych dniach powinnam oddać dwa teksty, przy czym jeden o ściśle określonych wymaganiach. Ponieważ fragment, który wczoraj wymóżdżyłam, niestety ich nie spełnia - publikuję tutaj :)
"Musiało być już późno, bo pierwszy raz od wielu tygodni, czuła się wyspana. Przeciągnęła się leniwie pozwalając kołdrze zsunąć się fragmentem na podłogę. Z dołu nie dochodziły żadne dźwięki. Dziwne – pomyślała. Zwykle witały ją kłótnie dziewczynek albo chociaż wołanie Karola, że czeka na nią z kawą. Nawet w sytuacjach wyjątkowych, które zdarzały się kilka razu w roku, a oznaczały tzw. ciche dni, w ich domu było nad wyraz…głośno. Karol swoim donośnym basem informował dziewczynki, że wychodzi i właściwie to nie wie, kiedy wróci. One zaś, nie zrażone powagą sytuacji, odkrzykiwały mu, by wracając kupił frytki w Mc Donalds lub coś równie krzepiącego. W takich chwilach żałowała, że nie może zobaczyć jego miny.
Rozmasowała podbrzusze. Będzie padać – powiedziała do siebie. Blizna po cięciu lekko ciągnęła. Nie była klasyczną meteopatką, ale zmianę pogody diagnozowała bezbłędnie. Usiadła na łóżku. Stopy wsunęła w stojące opodal kapcie. Filcowe wkładki, choć nieco chłodne, przyjemnie musnęły jej skórę. Z oparcia krzesła ściągnęła szlafrok.
- Karol, Lila, Wera! – zawołała kierując się w stronę schodów. Przystanęła jeszcze na chwilę na ich szczycie, ale nikt nie odpowiedział. Odszukała dłonią poręcz. Przejechała po wygładzonej powierzchni. Gdzieś w połowie, dotarła do znajomej rysy. W ubiegłym roku, gdy remontowali pokój dziewczynek, jeden z pracowników uszkodził ją jakimś większym sprzętem, który wnosił do ich pokoju. Nie pamiętała już, co to było, ani po jakie licho taszczył to na górę, ale po dziś dzień wspomina duszący zapach, jaki towarzyszył temu mężczyźnie; coś jakby mieszanka piżma i rozpuszczalnika. Czyli jej ulubione.
Dotarła do kuchni. Od stojącego na szafce czajnika biło ciepło. Przez chwilę ogrzewała sobie zmarznięte dłonie, raz po raz przytykając je do nagrzanej powierzchni. Palce lekko się kleiły. Wiedziała, że to pewnie sprawka dziewczynek, które jako osobniki o umysłach bardzo otwartych, w elektrycznym czajniku robiły już kakao, a nawet musli z mlekiem. Uśmiechnęła się pod nosem. Córki miała udane. Z wiszącej szafki wyciągnęła pękaty kubek. Bardzo go lubiła. Miał przesadnie wygięte ucho ze zbyt małym prześwitem, by wsunąć tam więcej niż dwa palce. Nieporęczne cacko, które skradło jej serce. Każdego ranka zaparzała w nim swoją kawę. Odkręciła pokrywkę pochylając się nad szklanym naczyniem. Gdyby nie przyjemność picia gorącego napoju, równie dobrze mogłaby poprzestać na zaciąganiu się tym aromatem. Przełącznik czajnika odskoczył z charakterystycznym kliknięciem. Przysunęła kubek wsuwając lekko wskazujący palec do wnętrza. Powoli wlewała wrzątek. Para delikatnie spowijała jej dłoń, by po chwili, skroplić się w okolicy obrączki. Jeszcze odrobina. Ziarnista powłoka dotknęła skóry. Oblizała palec, by w tej samej chwili poczuć w ustach znajome drobinki. Wprawnym ruchem chwyciła kubek. Pięć kroków później mościła się już w wysłużonym fotelu. Podwinęła stopy okrywając je kocem, który wisiał przewieszony na jego oparciu.  
W chwili, gdy odchyliła do tyłu głowę zrozumiała, że w tym poranku było coś więcej niż wyjątkowość. Była w nim zapowiedź katastrofy. A przynajmniej - jej czterdziestych urodzin."

2 komentarze: