Krzychu leży pod kocem. Wcina jabłko.
Hania stoi zahipnotyzowana przed telewizorem. Wcina jabłko.
Siedzę przy stole udając, że zabieram się za parowanie skarpet. Wcinam jabłko.
Mija, z podkulonymi łapkami, posypia na tarasie. Nie gustuje w jabłkach.
Gdyby nie fakt, że z ostatnio zakupionych 4 butelek naszego ulubionego wina, została ledwie jedna.. pewnie z żalu za kończącym się urlopem wypiłabym lampkę. Może nawet dwie. Nie wiem, kiedy minęły te dwa tygodnie. A przecież nie przeczytałam wszystkich pożyczonych książek. Nie uprzątnęłam szuflad w kuchni. W spiżarce co prawda pojawiły się nowe słoiki z sokiem z aronii i kilka z suszonymi pomidorami... ale gdzie do cholery upchnęłam te dwa tygodnie!?
Najwyraźniej pozostanie to nadal zagadką.
Krzyś wkręcił się w przedszkole. Nie płacze, bawi się z dziećmi, śpi najdłużej z całej grupy. Panie zachwycają się jego ogładą - proszę, dziękuję, przepraszam, nic nie szkodzi. "Przepraszam" pada zwykle po tym, gdy któraś z opiekunek zdiagnozuje u niego mokre gatki :) Ale bywa, że kwituje ten fakt tekstem: "to taki mały żarcik". Wiec potem mama dostaje ten synusiowi żarcik w woreczku do wyprania..
Hancyna na razie bezboleśnie. Jeszcze mało lekcji, a popołudnia pogodne, więc najczęściej eksploruje R. na rowerze.
Jacek - prawie gotowy do wyjazdu. Pościel kupiona. Rondelek. Czajnik.
Czy tak się czują rodzice wyprawiając dzieci na studia?
Ps. Miałam napisać o biegach, ale goście zawitali :) Powiem tylko, że uwielbiam wrzesień. A imieninowy bukiet nadal zdobi salon..