Chorujemy sobie z Krzysiem. Właściwie on choruje legalnie, a mnie... wygodnie jest nie zdrowieć.
Może to i przykre spostrzeżenie, ale... cóż zrobić!
Przerażającym jest w życiu to, że jako luksus postrzegamy sytuację, w której mamy wreszcie czas, by zrobić coś dla siebie. Do tej pory, żyłam w przekonaniu, że "kiedyś przyjdzie na to pora", że odchowam już dzieci, że inni potrzebować mnie będą w mniejszym stopniu i.. wtedy zajmę się sobą. Ale to nie działa. Mało tego, bywa zgubne, bo wraz z upływem czasu, ciężej jest dotrzeć do własnego dna.
A w ramach odrabianych lekcji:
"Siedziała skulona w fotelu.
Właściwie, z tamtej perspektywy, bardziej wyglądała na śpiącą. Lekko odchylona
do tyłu głowa pozwalała swobodnie rozsypać się jej włosom po ramionach. Zwykle
nosiła je związane, gdyż jak mawiała: nie miała się czym chwalić. Nikt z
bliskich nie miał wątpliwości, że włosy odziedziczyła po dziadku Piotrku –
delikatne z dość uciążliwą tendencją do przetłuszczania się. Podobnie do niego
nawet je zaczesywała, z tym wyjątkiem, że nie stosowała brylantyny. Teraz
jednak, chciała je ogrzać zachodzącym słońcem. Przymknęła
powieki pozwalając twarzy chłonąć przyjemne ciepło. Słońce wlało się więc we
wszystkie zmarszczki i wyżłobienia. Jak na swoje 35 lat, nie miała ich wiele.
Siwych włosów - w ogóle. Szczęściara – mawiano. A ona w duchu wierzyła, że to
kwestia wzajemnego szacunku. Swoje ciało postrzegała nie jako środek wyrazu czy
obiekt kosmetycznych eksperymentów, lecz raczej jako partnera w ziemskiej
wędrówce. Rzadko się malowała. Jeśli już, makijaż ograniczała do oczu.
Stanowiły jej największy atut – ciemnobrązowe w kształcie dorodnych migdałów.
Zewnętrzne kąciki schodziły lekko ku dołowi nadając jej twarzy nieco smutnego
wyrazu. Cała reszta, na odcinku 1,6 m była zwyczajna. Począwszy od pospolitego
rozmiaru stopy, poprzez średnio zarysowaną talię, a na zmęczonym biuście
kończąc. Nie miała problemów z akceptacją zachodzących w niej zmian. Odkąd
skończyła 30 lat, rokrocznie powtarzała, że czuje się lepiej niż kiedykolwiek
wcześniej. Coraz wprawniej odczytywała świat, ludzi, a przede wszystkim siebie.
Wiedziała, jakie są jej marzenia.
Tamtego dnia, okryta pledem, uśmiechała
się właśnie do nich."
Ps. W definicji twórczego nudzenia mieści się również czytanie Jackowej fantastyki. Dobra rzecz! Dziwne, że wcześniej ją odrzucałam...
Ps. Oprócz rzeczy lotów wyższych, piorę, gotuję, nieustająco składam skarpetki i wciskam młodemu kolejne leki...
Ps. W definicji twórczego nudzenia mieści się również czytanie Jackowej fantastyki. Dobra rzecz! Dziwne, że wcześniej ją odrzucałam...
Ps. Oprócz rzeczy lotów wyższych, piorę, gotuję, nieustająco składam skarpetki i wciskam młodemu kolejne leki...
Czy te odrabiane lekcje to fragment czegoś większego? :)
OdpowiedzUsuńWszystko jest fragmentem czegoś większego :)
OdpowiedzUsuńNo ale wiem... ciągle jestem zbyt zachowawcza.
Na razie dojrzewają we mnie rzeczy małe. Może kiedyś sie rozrosną.
Czekam :)
UsuńNa wszystkie małe i na te większe.